poniedziałek, 3 grudnia 2012

But I'm forever missing him.

Dzisiaj jestem niekompatybilna ze światem. Dzisiaj tutaj nie pasuję. Denerwuję się cały czas, wkurwiam przez byle co i nie mogę niczego znieść. Nie lubię takich kumulujących się, negatywnych uczuć, zdarzają się raz na jakiś czas, a dają niezłego kopa. Czynny wulkan - antymobilizator. Naprawdę nie potrafię w tym momencie zrozumieć ludzi. Czuję się, jakbym się po prostu zatrzymała w miejscu, podczas gdy wszyscy inni naokoło wciąż krążą wokół czegoś. Tak jakbym wypadła z jakiegoś wyścigu poza tor, tak jakbym była zdyskwalifikowana bez przyczyny, tak jakbym się zepsuła jako jedyna wśród reszty sprawnych, zaprogramowanych maszyn. Stoję w miejscu i nic. Nic nie robię. Ani nie zawadzam, ani nie jestem w stanie pomóc. Wybiłam się z całości i rozbiłam się na drobinki, tworząc pył, który zaraz gdzieś tam uleci w przestrzeń i tyle po nim zostanie. Czyli nic. Zatrzymałam się. Nie mogę ruszyć. Nie potrafię. Wiszę ponad tym wszystkim. Grawitacja mnie nie dotyczy.

Cały świat również.


,, And if you're in love, then you are the lucky one 'cause most of us are bitter over someone. "
przepiękne.


wtorek, 27 listopada 2012

be strong

Manipulowałeś mną prawie całą jesień, pewnie nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Wodziłeś mnie za nos, a ja posłusznie za Tobą szłam, pewnie nie byłeś tego świadomy. Tak wiele ode mnie chciałeś, a ja bez zastanowienia Ci to dawałam, pewnie nie wiedziałeś, że to dla mnie tak wiele znaczy. Dawałeś mi tyle obietnic, tyle razy przytakiwałeś, pewnie nie wiedziałeś, że miałam nadzieję. Tak często się uśmiechałeś, tak często obserwowałeś, pewnie nie wiedziałeś, że ja też to widzę. Ignorowałeś, zawsze wtedy, gdy ja goniłam Cię wzrokiem, pewnie nie zdawałeś sobie sprawy. Tak dużo mówiłeś, opowiadałeś, to co ważne podkreślałeś, powtarzając parę razy, pewnie nie wiedziałeś, że tak bardzo w to wierzyłam. Teraz już nie wierzę. I pewnie nigdy się o tym nie dowiesz.

Byłam taka słaba, nadal jestem. Ale wolę tak nie myśleć, wolę sobie codziennie rano wmawiać, że od teraz jestem już silna. Wolę wierzyć, że gdy za kilka dni znowu przyjdzie mi Cię zobaczyć, spojrzeć Ci w oczy, będę silna. Wolę wierzyć, że nie obudzi się we mnie instynkt małego dziecka, które mimo tego, że mama dała mu klapsa, lgnie do jej ramion, bo tam czuje się najbezpieczniej. Widzę wszystko, Ty nie widzisz nic.

Nie chcę żyć nadzieją. Nie chcę w Ciebie wierzyć. Nie chcę za każdym razem uciekać do Twych ramion by się ogrzać, nie chcę uciekać do Twych ust by zapomnieć. Nie chcę patrzeć na datę i liczyć, który to już dzień, kiedy się nie odzywasz i masz mnie w dupie. Nie chcę patrzeć na ekran telefonu, zastanawiając się czy to już ten moment, kiedy przyjdzie sms od Ciebie, albo ten moment, kiedy ja powinnam dać Ci znać, że coś jest na rzeczy.

Pozytywnym aspektem tego wszystkiego jest fakt, że nie dałam Ci się całkowicie owinąć wokół palca. Przykro mi, ale nie udało Ci się mnie w sobie rozkochać, nie udało Ci się mnie zauroczyć. Nie byłam kolejną rybką, która złapała się na haczyk "miłości". Ale złapałam się na jedno - przywiązanie. Jesteś błyskotliwy, bardzo inteligentny. Potrafisz nie tylko świetnie sobie radzić, ale też świetnie grać. Tak, gra to coś, co przychodzi Ci z taką dziecinną łatwością, aż szkoda patrzeć. A jeszcze bardziej szkoda poczuć...

Postanowiłam, że tak dalej nie może być. Postanowiłam, że zacznę Cię ignorować. Wszędzie. Od głupiego facebooka, aqq, lasta aż do kłębiących się co chwilę myśli o Tobie. Postanowiłam się nie odzywać, nie wchodzić Ci w drogę, nie dawać znaku życia, po prostu. Postanowiłam, że wyparujesz z mojego życiorysu, a to co było kiedyś, rozmyje się, zmięknie i zniknie. Przykro tylko, że walczysz. Przykro, że mi się śnisz, akurat wtedy, kiedy naprawdę serdecznie mam Cię dość i nie chcę okazywać już ani chwili słabości. Przykro, że okazało się to wszystko takie złudne, takie nieprawdziwe, jakie było wtedy, na samym początku.

Jak mogłam być taka głupia i wierzyć w to, że szczęście się do mnie w końcu uśmiechnęło?



niedziela, 14 października 2012

rebel

Zastanawiam się, wpieprzając Maczugi, czy w dzisiejszych czasach każda dziewczyna musi być dziwką, a każdy facet - alfonsem. To w sumie smutne, przykre i nie wiem jakie jeszcze. Uważają Cię za cnotkę i grzeczną, poukładaną dziewczynkę, nawet dobrze Cię nie znając, bo nie tyle co masz swoje zasady, czy żyjesz według religii albo tego czego nauczyli Cię rodzice (różnie bywa), ale po prostu według własnego rozumu i po części serca. Ale co tam. Jesteś nikim, bo w wieku 16 lat miałaś mało chłopaków na koncie i żałosny dorobek partnerów łóżkowych równy zero. Bo przecież teraz to norma, że 13latka ma już "krocze robocze", a nierzadko przez 9 miesięcy puchnie jej brzuch, bo chce się popisać ilością wypitego alkoholu na jakiejś imprezie i tego, jaka jest szalona, bo zwali facetowi znacznie od niej starszemu, albo ewentualnie użyczy swojego ciała koledze z klasy, a nawet kilku. Jesteś nikim, bo na baletach nie wyrwałeś żadnej laski, nie złapałeś jej za tyłek nie pamiętając nawet jej imienia, ani nie przeleciałeś żadnej kompletnie pijanej dziewczyny w toalecie, albo i gdziekolwiek indziej, byle tylko to zrobić. Jesteś nikim, bo wypiłeś mniej niż kumple i rzygałeś jak kot. Jesteś nikim, bo rodzice nie pozwolili Ci pójść na domówkę, na której miała być dziewczyna, którą zgodnie z zakładem z kolegami, miałeś poderwać. Jesteś nikim, bo nie palisz, bo nie pijesz, bo nie dajesz. No tak, bo przecież lepiej wyjść z założenia, że ciało to TYLKO ciało. Forma narzędzia pracy. Może i tak, ale tylko do czasu... Dzisiejsze mózgi przebijają wszystko... Człowiek słyszy jakiś tupot, wygląda przez okno, a tam przechodzi ludzkie pojęcie. Będąc nieco nieśmiałą dziewczyną, bojącą się konsekwencji niemalże każdego wykonanego kroku, mimo że rzadko da się to po mnie poznać, jestem po prostu zdezorientowana. Każdy facet wymaga teraz miłości fizycznej, cielesnych zbliżeń i doświadczeń niczym z tych perfidnie wyreżyserowanych pornoli, które nie mają kompletnie nic wspólnego z tym, jak to wygląda naprawdę.No dobra, przesadzam pisząc że każdy facet. Jakby nie patrzeć normalni też istnieją, albo chociaż są ogarnięci. Ale gdzie w tym wszystkim są uczucia? Może i jestem przewrażliwiona, może nie umiem się bawić. Ale taka "zabawa" wcale mnie nie śmieszy i nie daje mi satysfakcji. Nie przebijesz się w świecie, jak na imprezie nie przeliżesz się z paroma chłopakami, albo ba, prześpisz i zapomnisz i tak w kółko. Nikt nie będzie na Ciebie zwracał uwagi i sypał Ci komplementami, mającymi zaprowadzić Cię prosto do łóżka, jeśli nie będziesz prowokować albo nie wypijesz odpowiedniej ilości procentów, najlepiej z dodanym przez kogoś GHB. Nie umiem nawet tego ująć w odpowiednie słowa, które przekażą wszystko to, co się we mnie tłoczy na ten temat. Jestem dziecinna, no dobra wiem. Ale czy człowiek nie może przeżyć swojej młodości, zakochując się szczęśliwie, czy nie, próbując różnych rzeczy, skoro wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem? Czy wszystko musi się sprowadzać do przedmiotowości człowieka i braku szacunku do siebie pod względem psychicznym jak i fizycznym? W ogóle, to co to ma być kurwa za stereotyp, że jak dziewczyna co chwilę ma nowego chłopaka, to od razu oznacza, że tylko z nim spała i jest właśnie dziwką? A dlaczego chłopak, który zaliczył milion dziewczyn jest bogiem w oczach wszystkich, bo jest taki zajebisty, że wszystkie się do niego kleją (nie biorąc już pod uwagę szczegółów, typu w jaki sposób to zrobił). Nie jestem poetą, żeby wszystko ładnie i należycie wyłożyć, ale rzygać mi się chce, jak patrzę na to wszystko i wedle "dzisiejszych zasad" ustawiam się na końcu tej całej hierarchii, bo mówię NIE i tyle. Wolę być forever alone niż uczestniczyć w czymś takim. 
Dziękuję, do widzenia.



czwartek, 13 września 2012

no no

Przypomniałam sobie, że ten blog istnieje i postanowiłam skrobnąć cokolwiek, zanim pójdę umyć włosy. Dziwnie to brzmi, hah. W końcu troszkę się wzięłam za siebie i zakupiłam magnez, skrzypovitę i lecytynę i mam zamiar się tym szprycować ile wlezie i może będzie mi się lepiej żyło. Teoretycznie ma mi się pamięć i koncentracja poprawić no i włosy i skóra i mam nadzieję, że paznokcie przestaną mi się łamać co 5 sekund. -.- Jeju jeeeju, już właściwie połowa września, ale ten czas zapieprza. Jak dyliżans. A ja rok szkolny pięknie rozpoczęłam nie ma co, jedyneczką z francuskiego. Szczerze nienawidzę tego języka, ale chyba bardziej nie znoszę sorki, która go uczy. Jak tylko ją widzę to dostaję jakiejś kurwicy i mam ochotę rozwalić wszystko i wszystkich, a ją to oczywiście na pierwszym miejscu. Poza tym jestem niezmiernie wkurzona, bo mimo moich namolnych próśb, rodzice nie wypisali mnie z religii. A księdza nienawidzę tak samo jak sorki od francuskiego. Nie wiem kto z nich gorszy, ale wiem, że gdyby ksiądz nie był księdzem i razem z Marzanką byliby małżeństwem, to byłaby to najgorsza para ever. A gdyby mieli dzieci to już w ogóle drugi Czarnobyl, przysięgam. Biedne by te foczki były. Jutro na 8 i zaczynam religią i jak ktoś myśli, że ja pójdę... Hehehe. No właśnie. I kupiłam dzisiaj zielone oliwki nadziane pastą paprykową w Biedronce, są tak słone, że ojaciępieprzę. Ale i tak dobre i i tak je zjem, o! Przy okazji mogę się bardzo skromnie oczywiście pochwalić, że w niedzielę z nudy zrobiłam sobie (po raz trzeci już -.-) smileya, haaaa. Sama samiuśka! I się udało i w ogóle. I'm proud of myself. Chciałam kupić kolczyka na wymianę, ale kurrrrrrna nie było, tzn. były ale rozmiary nie te, a jak już znalazłam odpowiedni to się okazało, że w kuleczkach mają jakieś tandetne, beznadziejne mini diamenciki. Bicz plisss... I jak tu żyć. No dobra, chyba wypadałoby pójść i umyć te włosy i kłaść się spać. Nic nie zrobiłam na jutro, na kartkóweczkę też się nie nauczyłam, czyli jak zawsze. Aaaa tam, WHO CARES. Tym miłym akcentem mówię dobrrranoc.


ale mordka hehe




środa, 29 sierpnia 2012

chciałabym

Chciałabym napisać tutaj coś mądrego, aczkolwiek nic a nic nie przychodzi mi do głowy. Jestem totalnie zatruta natłokiem głupich myśli. Miewam głupie sny. Tak bardzo głupie, ale jednocześnie tak piękne. Nie potrafię sobie za bardzo wyobrazić co by było, gdyby się spełniły. To zbyt nierealne i odległe. Żyję złudzeniami i tym, co sama sobie wmówię. Od dłuższego czasu zrobiłam się inna, aspołeczna. Ja się boję, zwyczajnie boję się ludzi, boję się wyjść z domu. Nie chcę się ruszać ze swojego łóżka, bo coś głupiego zniszczyło mi poczucie własnej wartości. Muszę karmić się samotnością, bo inaczej nadzieją mnie na patyk, obtoczą w panierce i upieką na grillu. Aghr, nieprzyjemnie jest żyć w takim przekonaniu. Ślepo wierzę, że się zmieni. Zmuszam się do gapienia na siebie i uświadamiania sobie tego, jak przeraźliwie wyglądam, jak beznadziejna jestem, jak źle się czuję. I co ja mam ze sobą zrobić, no co? Nie mam motywacji, nie mam chęci, wiary też nie. Co robić?


wsłuchaj się, to naprawdę piękne.


sobota, 18 sierpnia 2012

muśnięte chłodem

Samotność nie sprzyja, wręcz przeciwnie. Gdy tak leżę w łóżku z tym cholernym laptopem to już mi naprawdę wszystko jedno. Albo kłamię, albo jestem samolubna i pieprznęło we mnie piorunem egoizmu. Chyba już dawno się z tym pogodziłam. Wiem tylko, że na pewno nie mam najmniejszego zamiaru chodzić z podkulonym ogonem i podawać każdemu na tacy to, czego ode mnie wymagają. Gdzie w tym wszystkim są moje uczucia? Sama się udupiam, sama wybieram siedzenie w czterech ścianach, które na dodatek są żółte, rzygać mi się na nie chce. Przynajmniej zawitałaby na nich odrobina ekspresji i wyobraźni, whatever. Wolę gnić tutaj, na tym twardym łóżku i słuchać The Cranberries, w głowie wyobrażając sobie jak to by było, gdybym potrafiła chociaż odrobinę śpiewać. Wolę to wszystko, co mnie tak niszczy niż latać koło Was wszystkich i Was wiecznie uszczęśliwiać. So sorry. A co ze mną? Kto uszczęśliwi mnie? Dość. 
Może kiedyś znajdę kogoś, kto mimo wszystko mnie przytuli. 


takie tam z Batmanem

I hope so.